top of page

Po pierwsze i ostatnie: rękawiczki


Ten obraz zna każdy, kto ma do czynienia z kotami w schroniskowym czy fundacyjnym szpitaliku: klatki, klatki, klatki. Klatki na regałach, klatki na podłodze, klatki jedna na drugiej. W każdej z nich koty - większe, mniejsze i całkiem malutkie. To, czego boimy się wtedy najbardziej to chorobotwórcze drobnoustroje, które krążą wśród klatek i sprawiają, że mimo naszych starań i serca, jakie wkładamy w opiekę nad kotami, nie umiemy uchronić ich przed zakażeniem, a czasem też nie umiemy utrzymać ich przy życiu. Poczucie bezradności jest straszne, zwłaszcza gdy mamy świadomość, że wszystko dzieje się już poza nami i bez względu na to, co byśmy zrobili, i tak nie zatrzymamy kota na tym świecie. Koty, a zwłaszcza kocięta będą chorować, będą i umierać - po części wynika to z naturalnej selekcji, bo rzadko zdarza się, aby w miocie przeżyły wszystkie i niektóre z nich są słabsze, niż reszta, mają wrodzone wady czy po prostu "mniej szczęścia". Wynika to także z tego, że w dużym skupisku zwierząt (zwłaszcza takich, jak koty, które bardzo źle znoszą przebywanie w większych grupach) zakażenia przenoszą się błyskawicznie.

A jednak...nie jesteśmy tak do końca bezradni. Nie mam przy tym na myśli wielkich zdobyczy medycyny weterynaryjnej, a kilka bardzo prostych zasad, których trzeba przestrzegać z żelazną konsekwencją.

Po pierwsze: rękawiczki jednorazowe. Nie dotykamy kota gołymi rękoma i to nie dlatego, by chronić swoje dłonie, ale by na sobie nie przenosić wirusów, bakterii czy grzybów pomiędzy kotami. A więc: przechodząc do kolejnej klatki zmieniamy rękawiczki. To podstawa.

Po drugie: gdy kot trafia do naszego szpitalika, natychmiast powinien zostać odrobaczony, odpchlony i zaszczepiony, chyba że jest ciężko chory i ma mocno upośledzoną odporność.

Robaków trzeba się pozbyć, bo potrafią zabić młode kocięta, a pchły są żywicielami pośrednimi tasiemca (czyli zapchlony kot z dużym prawdopodobieństwem będzie miał i tasiemca).

Szczepienia "na wejściu" są natomiast cały czas kontrowersyjne w niektórych kręgach, ponieważ nie wszyscy zauważają, że nie można traktować kotów w schronisku tak, jak kotów trzymanych w domach. Oczywiście to prawda, że jeśli zaszczepimy słabe kocię o nie do końca znanym statusie zdrowotnym, możemy doprowadzić je do jeszcze większego osłabienia, a w rezultacie do śmierci. Jednak nie szczepiąc go sprawimy, że najprawdopodobniej i tak nie będzie w stanie stawić czoła wirusom obecnym w szpitalu. Szczepienie "na wejściu" może sprawić, że nawet jeśli nie uchronimy kota przed infekcją, to nie będzie ona śmiertelna.

Po trzecie: nie przytulamy kotów bezpośrednio do ubrania. Mamy na nim choćby resztki brudnego żwirku i w ten sposób możemy roznieść infekcję. Większość kociaków bardzo potrzebuje kontaktu, więc jeśli chcemy je przytulać, na ubranie połóżmy papierowy podkład (osobny dla każdego kota).

Po czwarte: nie łączymy kociąt w klatkach. Jedna klatka - jeden kot lub rodzeństwo. Tego nie trzeba chyba tłumaczyć - każdy nowy kociak dokładany do klatki to nowe, obce zarazki.

Po piąte: jak najmniej sprzętów krąży między klatkami. Kociaki nie "dziedziczą" po sobie zabawek (chyba że są to np. piłeczki z gładkiego plastiku i możemy je odkazić domestosem lub virkonem). Sprzątając klatkę używamy papierowych ręczników (nowych dla każdej klatki). Kuwety plastikowe zastępujemy kartonowymi i wyrzucamy je, gdy się zużyją.

Po szóste: sprzątając klatkę robimy coś, co nazywa się "spot cleaning", czyli czyścimy tylko miejsca wyraźnie zabrudzone. Nie myjemy i nie dezynfekujemy gruntownie całej klatki przy każdym sprzątaniu, bo w ten sposób "zaprosilibyśmy" do niej nowe drobnoustroje - inne od tych, które już zasiedliły klatkę i do których koty są już przyzwyczajone.

Po siódme: zwykłe mycie nie wystarcza. Mycie podłogi, klatki dla kolejnego kota, mycie miseczek czy kuwet - DOMESTOSEM lub VIRKONEM. Kocie miseczki myjemy najpierw w zwykłym płynie do naczyń, płuczemy i zanurzamy w roztworze porządnego środka odkażającego przynajmniej na pół godziny. Wersja ekspresowa to zrobienie roztworu z płynu do mycia naczyń i domestosa jednocześnie, ale nie jestem pewna, czy jest to równie skuteczny sposób.

Po ósme: staramy się nie trzymać w jednym pomieszczeniu klatek z kociętami i z kotami dorosłymi. To bardzo trudne, kiedy nie ma miejsca. Dorosłe koty często są nosicielami kociego kataru albo mogą pochodzić z miejsc, gdzie panowała panleukopenia. Będą więc zagrożeniem dla maluchów.

Po dziewiąte i ostatnie: pamiętaj o rękawiczkach.

To nie takie trudne, po prostu odruch, który może uratować kotu życie.

Ostatnie posty
Archiwum
Wyszukaj wg tagów
    • Facebook Social Ikona
    bottom of page