top of page

Idealna kocia kawiarnia - czyli jaka?


Każdy kociarz potwierdzi, że miło jest zrobić sobie kawę, usiąść w fotelu i zaprosić kota na kolana. Ja też to lubię, no, może trochę mniej, gdy kot postanawia strzelić baranka w kubek, który właśnie podnoszę do ust, ale poza tym zestawienie „błogie lenistwo i kot” (i kawa) jest urocze. A gdyby tak...kocia kawiarnia? Brzmi obiecująco, prawda? Posiedzieć w miejscu, gdzie nie tylko serwują pyszności, ale gdzie można pogłaskać koty, pobawić się z nimi...wszystko zależnie od naszego nastroju.


Tylko….kim są w takiej kawiarni koty? A może właściwie – CZYM są, bo czasem sprowadzane są do roli przyciągającego uwagę elementu wystroju wnętrza. Chyba, że są tam… na etacie? Ich zadaniem jest przekonywanie gości, że ta kawiarnia jest inna, niż wszystkie, bo do kawy i ciastka dodaje się towarzystwo kota.

„Nasze koty czekają na was!” głosi reklamowy slogan jednej z kocich kawiarni...Czyżby? A właściwie na co czekają? Na obcych, ciągle nowych ludzi, którzy będą się im przyglądać i próbować się z nimi zaprzyjaźnić?

A jednak...przecież w wielu miejscach na świecie do kawiarni czy knajpek wchodzą koty, przechadzają się między stolikami, czasem przysiądą na dłużej, czasem się zdrzemną…a gdy zrobi się zbyt tłoczno i zbyt hałaśliwie, przeskoczą przez najbliższy płot i będą mieć wszystko w nosie. O, i to jest dla mnie najlepsza kocia kawiarnia.

No, ale wróćmy na ziemię. Mamy kawiarnię, w niej „kocią salę” i...koty.


Po pierwsze: ile tych kotów? I jakie? Oczywiście, to zależy od wielkości sali, ale nie tylko. Koty nie są zwierzętami stadnymi, więc to, że damy im do dyspozycji salę wielkości dużego mieszkania w bloku nie oznacza, że możemy zgromadzić ich tam kilkanaście czy nawet więcej.

Gdyby żyły w stanie półdzikim, zapewne część z nich w razie jakichś nieporozumień odłączyłaby się od grupy i próbowała znaleźć sobie inne terytorium. Więc...niech nie będzie to więcej, niż pięć kotów. Dorosłych. Raczej dojrzałych, niż „młodych gniewnych”, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę pt.”Dlaczego to ma być twoje, skoro może być moje?” Absolutnie nie powinny to być kocięta, bo są zbyt podatne na infekcje (zagrożeniem jest każda osoba wchodząca do kawiarni i aby je zminimalizować, należałoby wchodzić do kociej sali przez matę dezynfekcyjną, zakładać obuwie ochronne i rękawiczki), a brak rutyny i przewidywalności bardzo źle przysłużyłby się ich socjalizacji.

Czy kawiarniane koty powinny pchać się na kolana każdemu, kto wejdzie i uwielbiać głaskanie? Hmm...sama nie jestem pewna. Zastanawiam się, czy nie lepiej dla dobrostanu psychicznego takich kotów, żeby wobec ludzi były przyjazne, ale lekko zdystansowane – wtedy trudniej będzie o ewentualne przestymulowanie.


Po drugie: jaka sala? To, że jak największa, już wiemy. Jednak gdyby tę dużą przestrzeń podzielić na mniejsze „kąciki”, całość zyskałaby na intymności, a koty miałyby więcej możliwości odseparowania się od nie zawsze mile widzianych kocich kolegów. Oczywiście poza wiadomym kawiarnianym wyposażeniem niezbędne są wszelkiego rodzaju kocie łóżeczka, półeczki i drapaki, a ich rozmieszczenie powinno być mądrym kompromisem między wizją projektanta tego wnętrza, a potrzebami kota. Budki ustawione jedna przy drugiej czy długa półka okrążająca salę bez półeczek - „mijanek” mogą przyczynić się do powstawania kocich konfliktów. Mantra kociarzy „drogi kotów do ważnych zasobów powinny jak najrzadziej się krzyżować” ma odniesienie i do wielokocich domów, i do kociej kawiarni.

No, ale skoro o ważnych zasobach mowa, to…


Po trzecie: co z kuwetami??? I to jest problem nie lada, bo żadna inspekcja sanitarna nie pozwoli na ustawienie kuwet w sali „konsumenckiej”. Zatem potrzebne jest nam jeszcze jedno pomieszczenie, do którego koty będą mogły swobodnie przechodzić, aby załatwić potrzeby fizjologiczne. W dodatku musiałaby to być sala na tyle duża, aby kuwety mogły być odpowiednio rozmieszczone, czyli jak najdalej od siebie (pamiętacie naszą mantrę?). Takie pomieszczenie mogłoby też pełnić rolę kociego azylu, miejsca, w którym koty znużone towarzystwem wciąż zmieniających się ludzi po prostu odpoczywałyby. Budki, drapaki, półki itp. - to wszystko również musi się w takim miejscu znaleźć. Jednym słowem powinna to być porządna, duża kociarnia, w której koty mają wszystko, czego im potrzeba, rozmieszczone tak, jak należy. Goście nie mają tam wstępu, ewentualnie mogą obserwować koty za pośrednictwem "lustra weneckiego".

Takie miejsce uważam za bardzo potrzebne, aby koty mogły zupełnie odciąć się od bodźców, którymi są bombardowane przy ciągłym kontakcie z nowymi osobami. Sami widzicie, że sprawa robi się poważna - to już jest coś więcej, niż "tylko" jedna sala - kocia kawiarnia to nie tylko sala, na której można posiedzieć z kotami.


W wielu kocich kawiarniach koty nie tylko są „na etacie”, ale można je też zaadoptować - w ten sposób właściciele kawiarni starają się pomóc bezdomnym zwierzętom. Przez cały czas wydawało mi się to być wspaniałym pomysłem, ale gdy dłużej się nad tym zastanowiłam…


Po czwarte: co z adopcjami??? Pamiętajmy, że każda zmiana w najbliższym otoczeniu jest przez kota zauważana i czasem ciężko przeżyta. Zmiany w liczebności kociej grupy zdecydowanie zaliczają się do stresujących. Zatem każda sytuacja, w której z grupy kotów ubędzie choć jeden, będzie potencjalnie stresogenna i zaburzy istniejącą między nimi równowagę (bo optymistycznie zakładam, że równowagę takową udało się osiągnąć). Kolejna sprawa – czy na miejsce adoptowanego kota powinien trafić do grupy nowy kot, dostając tym samym szansę na adopcję? Tylko – jak go wprowadzić do grupy? Gdzie go izolować, pamiętając, że „izolatką” nie może być zagracone pomieszczenie gospodarcze czy komórka bez okien? Kto będzie odpowiedzialny za aklimatyzację kota i stopniowe wprowadzenie go do grupy? A jeśli nie wszystkie koty go zaakceptują i vice versa?

To może lepiej wyadoptować najpierw wszystkie koty z jednej grupy, a potem dopiero wprowadzać nowe? Tylko jak właściciel kawiarni wytłumaczy swoim klientom, dlaczego z pięciu kotów zostały dwa lub jeden? Czy to nadal będzie kocia kawiarnia?


Moglibyśmy tu jeszcze zastanawiać się na przykład, czy do takiej kawiarni wstęp powinni mieć tylko ludzie dorośli. I tu też mam mieszane uczucia, bo z jednej strony dzieci bywają hałaśliwe i nieprzewidywalne, ale z drugiej wiem, jak wspaniałe bywają kontakty małych dzieci z „dużymi”, dojrzałymi kotami, przy dyskretnej kontroli odpowiedzialnych dorosłych. Jedno jest pewne – przez kocią kawiarnię nie powinny przetaczać się tłumy, bo prędzej czy później odbije się to negatywnie na zdrowiu fizycznym i psychicznym kotów. Pozostaje więc pytanie, w jaki sposób ma ona przynosić zyski, skoro dbając o „pracujące” tam koty powinno się ograniczyć liczbę klientów.


Po piąte….nie, na tym zakończę. Im dłużej o tym myślę, tym bardziej skłaniam się ku temu, co napisałam na początku. Kocia kawiarnia jest dla mnie tam, gdzie kot jest mile widziany i „zaopiekowany”, ale będzie tam z własnej, nieprzymuszonej woli.


Znam takie miejsce. Gdzie koty po prostu są. Układają się na stolikach, na krzesłach, pozwalają się podziwiać, a gdy chcą odejść, robią to. I to jest dla mnie prawdziwa kocia kawiarnia.




Ostatnie posty
Archiwum
Wyszukaj wg tagów
    • Facebook Social Ikona
    bottom of page