top of page

Czego nam nie "załatwi" izolacja?


Gdy czytuję czasem posty opiekunów mających problemy z walczącymi, zastraszającymi się wzajemnie czy robiącymi sobie inne przykrości kotami, najczęściej pojawiającą się reakcją komentujących jest pytanie "a czy była socjalizacja z izolacją?"

Jeśli jej nie było, na nieszczęsnego kociego "rodzica" sypią się pretensje, jest odsądzany od czci i wiary, i daje mu się do zrozumienia, że jest już za późno, aby cokolwiek zrobić.

Oczywiście izolacja przez pierwsze dni to bardzo dobry pomysł, zwłaszcza gdy chodzi o wprowadzenie do domu kolejnego dorosłego kota. Wielkim błędem jest pójście "na żywioł", polegające na otwarciu transportera i wypuszczeniu, a czasem wręcz wytrząśnięciu z niego kota niemalże wprost na zbulwersowanego rezydenta. Z jakiej niby racji miałby się cieszyć, skoro na jego terytorium pojawił się intruz. Od razu zaznaczam, że piszę o kotach dorosłych, bo w przypadku wprowadzania do domu kociaka, nie uważam za konieczne przeprowadzania skomplikowanych działań "socjalizacyjnych", chociaż krótsza lub dłuższa izolacja, gdy status zdrowotny malucha nie jest znany jest jak najbardziej pożądana, jednak z zupełnie innych powodów.

Izolujemy więc nasze koty, nacieramy skarpetkami, przenosimy zapachy, karmimy po obydwu stronach drzwi (choć nie do końca zgadzam się ze wszystkimi "wytycznymi"), wypuszczamy naprzemiennie "na pokoje", spowijamy mieszkanie oparami syntetycznych feromonów. W końcu nadchodzi ten wielki dzień, gdy drzwi zostają otwarte i według wszelkich prawideł wszystko powinno być w porządku. Czasem nawet jest - przez kilka dni, po czym zaczynają się nieporozumienia. Jakże to tak? Przecież wszystko było robione ściśle według instrukcji.

Został tylko jeden punkt, ale czy to takie istotne? Ano istotne, nawet bardziej, niż wszystkie punkty poprzednie. Na długo ZANIM otworzysz drzwi rozdzielające od siebie koty, pomyśl o tym, co zastaną, gdy ta chwila nastąpi. Jeżeli zastaną tylko jedną kuwetę spełniającą ich potrzeby (nie liczą się małe i niefunkcjonalne kuwety, które stoją niemal nieużywane), jeden drapak, jedną piłeczkę i starą wędkę w rozmiarze mini, to te wszystkie tygodnie izolacji można było sobie darować.

Jeśli przez ten cały czas nie byłeś w stanie zawiesić kilku półeczek, zrobić miejsca na komodzie, przestawić krzesła bliżej szafy, albo choćby przynieść ze sklepu dużego kartonu, to otwierając drzwi prosisz się o kłopoty. Sama socjalizacja z izolacją nie "załatwi" wszystkiego. Jeżeli po jej zakończeniu zaproponujemy kotom to samo środowisko, które już dla jednego kota było nudne i nie spełniało jego potrzeb, nie spodziewajmy się, że "rezydent" będzie uszczęśliwiony obecnością konkurenta, który przecież także będzie się starał uszczknąć dla siebie tyle, ile to możliwe.


Tylko szkoda, że tak rzadko się o tym wspomina w internetowych poradach i komentarzach.

Ostatnie posty
Archiwum
Wyszukaj wg tagów
    • Facebook Social Ikona
    bottom of page