top of page

Koty i ptaki

Niezależnie od tego, jak bardzo ludzie starają się od tysięcy lat oswoić i podporządkować sobie koty, pozostają one wciąż drapieżnikami, których instynkt łowiecki jest mniej lub bardziej uśpiony, zależnie od miejsca i warunków, w których przyszło im żyć. Nie ma w tym nic dziwnego, bo kot jest doskonale przystosowany właśnie do bycia myśliwym - budowa oka umożliwiająca doskonałe widzenie, także w ciemności, świetny węch i słuch, umiejętność bezszelestnego poruszania się i niesamowita wytrwałość w wyczekiwaniu na odpowiedni do ataku moment.

Większość właścicieli kotów zapewne zdaje sobie sprawę z tego, że ich podopieczny to urodzony myśliwy, nawet jeśli jego zdobyczą są jedynie pluszowe myszki. Gdy pozwalają mu wychodzić na dwór, przekonują się często, że jest także myśliwym jak najbardziej serio. Bez względu na to, czy i jak dobrze kot jest karmiony w domu, przeważnie trudno mu się oprzeć pokusie, by zapolować. Jego ofiarą padają gryzonie, ptaki, płazy i drobne gady oraz insekty. Zapewne wielu opiekunów zostało przez swoje koty „zaszczyconych” prezentem w postaci świeżo upolowanego ptaszka czy myszki zostawionej na wycieraczce, czy, co gorsza, na poduszce. Można oczywiście dyskutować, z jakiego powodu koty robią nam tego typu niespodzianki – czy jest to objaw miłości, czy może raczej politowania i współczucia („nie umiesz polować, więc przyniosłem ci coś do jedzenia, fajtłapo!”). Jedno jest pewne: nasze domowe pieszczochy są zdolne do morderstwa i znajdują w tym upodobanie.

My, ludzie, mamy w stosunku do tego aspektu kociej osobowości najczęściej mieszane uczucia. Z jednej strony rozumiemy, że jest to nieodłączna część kociej natury i jako opiekunowie mający na uwadze dobrostan naszych kotów powinniśmy umożliwiać im pełną realizację instynktu łowieckiego. Z drugiej strony współczujemy wszystkim tym stworzeniom, które są zabijane przez kota czasem niemal na naszych oczach. I o ile jesteśmy może w stanie zaakceptować uśmiercanie myszy czy szczurów, będących wszak szkodnikami, albo insektów, wobec których niewielu ludzi żywi cieplejsze uczucia, to już polowanie na ptaki spotyka się najczęściej z potępieniem. Są one bowiem postrzegane jako zwierzęta, które umilają czas człowiekowi i są nieodłącznym elementem naszego środowiska. Wiele z nich należy do gatunków podlegających ochronie, więc zmniejszanie się liczebności ich populacji traktowane jest jako zagrożenie dla całego ekosystemu. Łowiecka działalność kota jest przez niektórych uznawana w tym kontekście za jeden z ważniejszych, jeśli nie najważniejszy czynnik, który doprowadził do tego, że ptaków jest coraz mniej, zwłaszcza na terenach miejskich.

W niniejszej pracy spróbujemy przyjrzeć się temu problemowi, głównie w oparciu o źródła brytyjskie, amerykańskie i australijskie, ponieważ opracowania dotyczące Polski są bardzo skąpe. Zwyczaje i preferencje łowieckie kotów stały się tematem rozważań naukowych stosunkowo niedawno, stąd być może pewne trudności w dotarciu do materiałów źródłowych. Badania dotyczyły wpływu kotów na dziko żyjącą faunę, w tym właśnie ptaki. Poza nimi wśród ofiar kotów były między innymi ssaki, gady i płazy oraz bezkręgowce.

Z badania przeprowadzonego w 2014 roku przez firmę TNS Polska, a dotyczącego zwierząt w polskich domach wynika, że do posiadania kota przyznaje się około 44% respondentów. Trudno jest jednak określić dokładną liczebność kotów na terenie Polski, bowiem nie istnieje żaden spójny system ich ewidencji (szczepienia przeciwko wściekliźnie nie są dla kotów obowiązkowe, nie istnieje też opłata od posiadania kota). Jeśli do tego dodać bliżej nieokreśloną liczbę kotów wolno żyjących, może się okazać, że jest to zdecydowanie więcej, niż szacowane 6 milionów.

Podobnie zresztą wygląda sytuacja na terenie Wielkiej Brytanii, gdzie liczba kotów domowych określana jest na około 8 milionów, co oznacza, że w około 25% gospodarstw domowych mieszka przynajmniej jeden kot. W Stanach Zjednoczonych żyje pomiędzy 60 a 90 milionów (co dowodzi, jak mało precyzyjne są te oszacowania) kotów mających właścicieli, z czego nawet około 60% to zwierzęta „wychodzące”, mogące zatem mieć wpływ na liczebność okolicznej fauny. Podobnie, jak w Polsce czy Wielkiej Brytanii, także w USA trudno jest określić liczbę kotów wolno żyjących. Najczęściej dane ich dotyczące gromadzone są i analizowane przez organizacje zajmujące się dokarmianiem oraz wyłapywaniem półdzikich kotów na kastracje oraz wypuszczaniem ich po zabiegu. Są to więc z oczywistych względów najczęściej niepełne informacje, tym bardziej w kontekście niniejszych rozważań.

Zadanie, jakie postawili przed sobą naukowcy nie było łatwe, bowiem nie jest oczywiste, jaką przyjąć w tym przypadku metodologię. Kot jest stworzeniem niezależnym i raczej niechętnie podporządkowującym się jakiemukolwiek autorytetowi czy ograniczeniu. Trudno byłoby więc podążać za nim krok w krok i analizować wszystkie jego zachowania. Jeżeli chodzi o koty domowe, mające możliwość wychodzenia na zewnątrz, konieczna była ścisła współpraca z ich właścicielami. Przybierała ona różne formy, na przykład notowania przez określony czas (zwykle kilka miesięcy) i przesyłania np. za pośrednictwem poczty elektronicznej informacji o ofiarach przynoszonych przez koty do domu, zbierania tychże ofiar, zabezpieczania ich i udostępniania badaczom, zbierania próbek kału kotów i przekazywania ich do analizy itp.

Metody te były obarczone ryzykiem błędu o tyle, że zakładały pełne zdyscyplinowanie właścicieli, którzy musieli wykazywać się wyjątkową czujnością i bacznie obserwować swoich podopiecznych oraz przekazywać informacje zgodne z prawdą. Ponadto należało brać pod uwagę fakt, iż koty mimo swojego zwyczaju przynoszenia upolowanych zwierząt do domu, mogły część z nich porzucać lub zjadać na dworze, poza zasięgiem ludzkiego wzroku. Ich zachowania łowieckie podczas przeprowadzania eksperymentu mogły też znacząco odbiegać od normy z tylko im znanych przyczyn (wszak koty to stworzenia nieprzewidywalne!).

Analizując zgromadzone dane brano też pod uwagę inne czynniki, takie jak stopień zurbanizowania okolicy, liczbę kotów w gospodarstwie domowym, kastrację bądź jej brak, obfitość fauny na danym obszarze, fakt noszenia przez kota dzwoneczka przy obroży, płeć opiekuna czy porę, w której pozwalano kotu na przebywanie poza domem.

Z wiadomych względów trudno byłoby prowadzić podobne obserwacje na populacji kotów bezdomnych i wolno żyjących, należy się więc spodziewać, że wyniki tych badań mogą się w jakimś stopniu różnić od stanu rzeczywistego. Koty te bowiem, w odróżnieniu od kotów typowo domowych, dla których dostarczycielem pożywienia w dużej mierze jest opiekun, muszą zdobywać pokarm samodzielnie, między innymi właśnie poprzez polowanie.

Wspomniane wcześniej informacje, dostarczane przez właścicieli na temat ofiar przynoszonych przez koty były gromadzone i odpowiednio opracowywane, a następnie analizowane za pomocą narzędzi statystycznych. Segregując dane dokonywano podziału na następujące grupy: ssaki, ptaki, płazy, gady, ryby, bezkręgowce i „inne”. Był to podział w zasadzie stały bez względu na czas przeprowadzania eksperymentu i powstania publikacji. Wyniki uzyskiwane podczas tych badań również są zbliżone do siebie. Okazuje się, że zwierzętami, na które najchętniej polowały koty były ssaki – stanowiły około 70% wszystkich przynoszonych do domu ofiar. Zapewne najwięcej było wśród nich myszy i innych drobnych gryzoni.

Ponieważ jedną ze zmiennych był fakt noszenia przez kota obroży z dzwoneczkiem, stwierdzono, że wpływa on negatywnie na sukces łowiecki kota w przypadku polowania na myszy, podobnie jak uniemożliwienie kotu wyjścia poza dom w porze nocnej. Co ciekawe, w badaniach przeprowadzonych w 1997 roku przez brytyjskie Mammal Society podobnej prawidłowości nie zauważono w odniesieniu do polowań na ptaki, bowiem ani dzwoneczek na szyi kota, ani przetrzymywanie go w nocy w domu nie wpłynęło na fakt, iż około 25% wszystkich ofiar kotów stanowiły właśnie ptaki i to niezależnie od wspomnianych wyżej ograniczeń. Badacze nowozelandzcy w 2010 roku nie potwierdzili jednak tego spostrzeżenia i stwierdzili, że koty noszące obroże z dzwoneczkami zabijały średnio o połowę mniej ptaków, niż koty, którym takich obroży nie zakładano.

Natomiast interesującą zależność zauważono badając wpływ dokarmiania ptaków w ogrodzie i w pobliżu domu na sukces łowiecki kotów. Wbrew temu, co można by podejrzewać, w miejscach, gdzie dokarmiano ptaki próby polowania częściej kończyły się niepowodzeniem. Działo się tak dlatego, że ptaki pojawiały się przy karmnikach stadami, co wydłużało ich dystans ucieczki, a zatem szybciej ostrzegały się wzajemnie przed niebezpieczeństwem grożącym im ze strony skradającego się kota. Poza tym mając łatwiejszy dostęp do pokarmu wysypywanego przez człowieka pobierały go szybciej, więc ich pobyt w ogrodzie był krótszy i przez to ryzyko bycia upolowanym się zmniejszało. Zwiększała się za to różnorodność gatunkowa złapanych przez kota ptaków, która była także zależna od okolicy, w której zamieszkiwał. Na terenach wiejskich i podmiejskich, sąsiadujących z lasem czy parkiem zróżnicowanie gatunkowe fauny jest większe, stąd dotyczy to także ptaków odwiedzających ogrody i będących potencjalnymi ofiarami kotów. Stwierdzono, że w naszej strefie klimatycznej koty najczęściej polowały na wróble, modraszki, kosy i szpaki.

Tam, gdzie kot jest gatunkiem zawleczonym bądź celowo sprowadzonym, sprawa ma się jednak inaczej. Dla Australii, Nowej Zelandii czy wysp Pacyfiku kot jest zwierzęciem, które pojawiło się stosunkowo niedawno, bo około 200-300 lat temu, w większości przypadków przybywając wraz z Europejczykami. Są to bowiem rejony, które pozbawione są rodzimych gatunków kotowatych, a także innych drapieżników średniej wielkości, mogących stanowić zagrożenie dla drobnych ssaków i ptaków, zwłaszcza nielotów, które wobec kotów są bezbronne. Poza tym wyspiarskie gatunki rodzime nie zdążyły wykształcić umiejętności koegzystencji z kotami w takim stopniu, jak udało się to faunie kontynentalnej. Jednym z najsłynniejszych przykładów jest los łazika południowego (Xenicus lyalli) z nowozelandzkiej wyspy Stephens Island, o którym mówi się, że został wytępiony przez kota należącego do tamtejszego latarnika.

W wielu przypadkach łowiecka działalność kotów jest jednym z ważniejszych czynników redukujących populacje rodzimych gatunków w tych rejonach. Na przykład koty łącznie z lisami i psami walnie przyczyniają się do znacznego zmniejszenia populacji lirogona wspaniałego (Menura novaehollandiae), przy czym ofiarami kotów padają głównie osobniki młode. Mowa tu głównie o kotach wolno żyjących, a więc samodzielnie zdobywających pożywienie.

Koty domowe czy bezdomne, karmione bądź częściowo dokarmiane przez człowieka są w Australii czy Nowej Zelandii również pewnym zagrożeniem dla ptaków żyjących na terenach miejskich. Wyniki badań na ten temat są zbliżone do opisywanych w źródłach brytyjskich, a zatem można przyjąć, że około 20% wszystkich ofiar kotów stanowią ptaki, przy czym dość trudno jest określić, jaki procent stanowią wśród nich australijskie czy nowozelandzkie gatunki rodzime, a jaki – gatunki obce. Mówi się jednak o tym, że koty są zagrożeniem dla około 177 rodzimych gatunków ptaków australijskich. Na przedmieściach, gdzie obfitość awifauny jest duża, średnia liczba upolowanych przez jednego kota ptaków to 10-20 osobników rocznie, do czego należy dodać pisklęta w różnym wieku. Oznacza to, że w ciągu roku koty mogą się przyczynić do zniszczenia około 50% populacji ptaków zamieszkujących ten teren, czy nawet wszystkich świeżo wyklutych w danym sezonie piskląt.

Wyniki tych badań wskazują niewątpliwie, że koty obok psów i lisów mogą być realnym zagrożeniem dla tamtejszych rodzimych gatunków. Stąd potrzeba stworzenia odpowiednich regulacji prawnych, między innymi narzucających maksymalną liczbę kotów w jednym gospodarstwie domowym, obowiązek ich rejestracji czy utworzenie stref wolnych od kotów. Propozycje te bywają różnie postrzegane przez właścicieli kotów, którzy bardziej skłonni byliby na przykład ograniczać wypuszczanie kotów w godzinach nocnych czy zawieszać im na szyjach obroże z dzwoneczkami.

Także w Stanach Zjednoczonych koty są uważane za gatunek obcy rodzimej faunie, który został tam sprowadzony dopiero w XIX wieku, by walczyć z plagą gryzoni. Szacuje się, że obecnie liczebność kotów mających opiekunów to ponad 80 milionów osobników, a przynajmniej drugie tyle to koty bezdomne i wolno żyjące. Co roku uśmiercają one nawet miliard ptaków, z czego sporo to gatunki rodzime, zagrożone wyginięciem także właśnie za sprawą kotów, tym bardziej, że mechanizmy obronne u tych gatunków są z pewnością znacznie słabiej wykształcone, niż u ptaków europejskich. Ogromny wpływ obecności kotów na liczebność ptaków można zauważyć zwłaszcza w sąsiedztwie parków narodowych, gdzie nawet fakt dokarmiania kotów nie zmniejsza ich chęci do polowania, a wręcz ją zwiększa, co zresztą potwierdza wyniki badań europejskich i brytyjskich.

Amerykańscy obrońcy przyrody twierdzą, że jedynym sposobem na ograniczenie łowieckiej działalności kotów jest uniemożliwienie im wychodzenia na dwór. Jeśli zaś chodzi o koty bezdomne i wolno żyjące, powinno się ograniczać ich liczebność, przy czym uważa się, że działalność typu TNR (Trap-Neuter-Release, czyli Złap-Wykastruj-Wypuść) nie przynosi efektów i przez niektórych postrzegana jest jako niehumanitarna. Jako alternatywę organizacja PETA sugeruje wyłapywanie i ….eutanazję kotów wolno żyjących, czego nie będziemy tu komentować i dokładniej analizować, jednak jest to z pewnością bardzo kontrowersyjne podejście.

Powróćmy jednak do Europy i zastanówmy się, czy słusznie koty posądzane są o dziesiątkowanie ptasich populacji i czy powinno się je postrzegać tylko i wyłącznie jako niebezpieczne szkodniki. Oczywiście nie ulega wątpliwości, że ptaki należą po ssakach do naczęstszych ofiar ich działalności łowieckiej. Jeśli wyobrazimy sobie, że w Wielkiej Brytanii w ciągu roku koty zabijają średnio około 80 mln ptaków, to wydaje się, że rzeczywiście mamy powód do niepokoju. Tym bardziej, że w odróżnieniu od gryzoni, na które koty polują głównie w nocy, ptaki stają się ich celem najczęściej w ciągu dnia i zdarza się, że dzieje się to w naszej obecności, a więc jesteśmy tego bardziej świadomi. Nie wspominając już o w większości pozytywnych skojarzeniach, jakie mamy z ptakami, co czyni „postępki” kotów tym bardziej „odrażającymi”.

Musimy jednak pamiętać, że na kontynencie europejskim i Wyspach Brytyjskich koty współegzystują z ptakami od tysięcy lat i o ile te ostatnie stanowią około 20% wszystkich zwierząt będących ofiarami kotów, to niewiele wskazuje na to, by kocie polowania miały większy wpływ na całokształt populacji. Ptaki przez wiele pokoleń wykształciły mechanizmy obronne, które pozwalają minimalizować ryzyko ataku, na przykład przez tworzenie stad, w których poszczególne osobniki wzajemnie ostrzegają się o obecności drapieżnika. Nigdy nie jest też tak, że wieku dorosłego dożywają wszystkie z wyklutych piskląt. Osobniki słabsze, gorzej przystosowane, mniej czujne czy po prostu chore nie mają szans na sukces rozrodczy oraz na zdobywanie odpowiedniej ilości pokarmu, by przeżyć sezon. Całkiem więc możliwe, że gdyby nie upolowały ich koty, to zginęłyby z innego powodu.

Znikanie ptaków z naszego otoczenia może być ponadto spowodowane nie tyle zachowaniami łowieckimi kotów, co działalnością człowieka, który urbanizuje coraz to większe tereny, wycina drzewa, karczuje krzewy i w rozmaity sposób „poprawia” wygląd swojego otoczenia. Sprawia to, że środowisko staje się coraz bardziej nieprzyjazne dla ptaków, którym uniemożliwia się spokojne i bezpieczne zakładanie gniazd, wychowywanie potomstwa i zdobywanie pokarmu. W ciągu ostatnich kilkunastu lat można też zauważyć w miastach obecność większych ptaków takich, jak sroki czy sójki, kiedyś kojarzone głównie z terenami podmiejskimi lub obrzeżami lasów i większych parków. Także one wydają się być odpowiedzialne za zmniejszanie się liczebności drobnych ptaków, atakując je czy niszcząc ich jaja lub zabijając pisklęta.

Uważa się też, że zwłaszcza w przypadku terenów, dla których kot jest gatunkiem stosunkowo nowym, całkowite pozbycie się go lub znaczne ograniczenie jego populacji mogłoby przyczynić się do powstania tzw. mesopredator release effect, to znaczy znacznego zwiększenia liczebności i aktywności innych drapieżników, na przykład szczurów czy myszy, dla których kot, jako tzw. superpredator stanowił zagrożenie, co miałoby skutki o wiele poważniejsze dla całego ekosystemu, niż obecność w nim kotów. Dotyczy to także ptaków, chociaż zwykle nie są one kojarzone jako potencjalna ofiara szczurów. Szczury będąc populacją znacznie dynamiczniej przyrastającą niż koty, w ostatecznym rozrachunku mogą stanowić nawet większe od nich zagrożenie dla ptaków.

To, co wydawałoby się najlepszym rozwiązaniem, czyli całkowita eliminacja wspomnianych gryzoni, paradoksalnie pogorszyłoby sytuację, ponieważ koty skierowałyby wtedy swoją działalność łowiecką głównie przeciwko ptakom. Wynika z tego, że najbardziej pożądane jest zachowanie równowagi pomiędzy tymi zależnościami, a utrzymywanie populacji kotów w odpowiednim stanie może być czynnikiem chroniącym awifaunę, a nie jej zagrażającym.

Można zatem przyjąć, że problem kociego drapieżnictwa jest zjawiskiem znacznie bardziej złożonym i postrzeganie go jedynie jako konfliktu między miłośnikami kotów a obrońcami ptaków jest zdecydowanie zbyt daleko idącym uproszczeniem. Obecność kotów w rozmaitych ekosystemach jest faktem i człowiek w swoich działaniach powinien dążyć raczej do stworzenia i utrzymania równowagi w środowisku, zamiast skupiać się na działaniach radykalnych, które choć medialne, na dłuższą metę prawdopodobnie nie zdadzą egzaminu.

Źródła:

Predation by Feral Cats – materiały Tree House Humane Society.

David A. Jessup (2004)– The welfare of feral cats and wildlife. JAVMA, Vol 225, No. 9.

Domestic Cat Predation on Birds and other Wildlife www.abcbirds.org

M.Woods, R.A. McDonald and St.Harris (2003)Predation of wildlife by domestic cats Felis catus in Great Britain. Mammal Rev., Volume 33, No. 2, 174–188.

M.Lilith, M. Calver, I. Styles and M. Garkaklis (2006) Protecting wildlife from predation by owned domestic cats: Application of a precautionary approach to the acceptability of proposed cat regulations. Austral Ecology, 31, 176–189.

Jacky Grayson and Michael Calver (2004) Regulation of domestic cat ownership to protect

urban wildlife: a justification based on the precautionary principle. Str.169 - 178 in Urban Wildlife: more than meets the eye, wyd. Daniel Lunney and Shelley Burgin 2004. Royal Zoological Society of New South Wales, Mosman, NSW.

B.Tschanz, D.Hegglin, S. Gloor, F. Bontadina (2011) Hunters and non-hunters: skewed predation rate

by domestic cats in a rural village. Eur J Wildl Res, 57:597–602.

J. K. Gordon, C. Matthaei and Y. van Heezik Belled collars reduce catch of domestic cats in New Zealand by half. Wildlife Research, 2010, 37, 372–378.

R.W. Kays, A. A. DeWan (2004) Ecological impact of inside/outside house cats around a suburban nature preserve. Animal Conservation, 7, 1–11 C 2004 The Zoological Society of London.

F. Courchamp­, M. Langlais and G. Sugihara (1999) Cats protecting birds - modelling the mesopredator

release effect. Journal of Animal Ecology, 68, 282-292.

http://www.rspb.org.uk/makeahomeforwildlife/advice/gardening/unwantedvisitors/cats/factsaboutcats.aspx

http://otop.org.pl/uploads/media/ptaki_i_koty_marczewski.pdf

http://www.tnsglobal.pl/wpcontent/blogs.dir/9/files/2014/11/K.073_Zwierz%C4%99ta_w_polskich_domach_O10a-14.pdf

http://www.peta.org

Ostatnie posty
Archiwum
Wyszukaj wg tagów
    • Facebook Social Ikona
    bottom of page