top of page

Długo i szczęśliwie?



Pokój "dwa na dwa". Czyste białe ściany. Łóżko. Krzesło. Jedna książka. Nocnik. Opiekun, który trzy razy dziennie przynosi posiłek. Optymalna stała temperatura i wilgotność powietrza. Podłoga wyłożona miękką wykładziną. Wszystkie narożniki zaokrąglone - dla bezpieczeństwa. Pomieszczenie jest wygłuszone, więc nie dochodzą do Ciebie niemal żadne dźwięki. Tu jesteś bezpieczny. Masz co jeść, masz gdzie spać, możesz załatwić potrzeby fizjologiczne. Masz książkę, która dostarczy Ci rozrywki. Przed Tobą kilkadziesiąt lat wygodnego, bezpiecznego życia.

Brzmi zachęcająco? Nie do końca, prawda?

W ogromnej części domów fundujemy naszym kotom właśnie takie życie. Bezpieczne, przewidywalne, bez narażania ich na choroby czy niemiłe przygody. Zapewniamy im regularny dopływ pokarmu, miejsce, w którym mogą załatwić potrzeby fizjologiczne oraz kilka zabawek. Wszystko po to, by żyły długo i szczęśliwie.

Kot w mieszkaniu jest odcięty od znakomitej większości bodźców. Przebywa w stałej temperaturze. Nie dotyczą go zmiany pogody, wiatr, chłód, upał, deszcz. Nie słyszy szelestu liści, śpiewu ptaków, brzęczenia owadów. Ma zabawki, oczywiście. Zwykle ma też jakiś drapak.

A Ty, w opisanym przeze mnie powyżej pokoju masz jedną książkę i moim zdaniem to całkiem ciekawa lektura. Dlaczego po kilku tygodniach zaczynasz krzyczeć, że się nudzisz i że chciałbyś wyjść, poczuć, jak owiewa Cię wiatr, może zmoknąć albo się zgrzać? Nie możesz tego zrobić - byłbyś narażony na niebezpieczeństwo. Naprawdę nie ma żadnego powodu, by wpadać we frustrację czy depresję.

Kochamy nasze koty. Podziwiamy je. Kot to mały cud natury. Zwinny, silny, czujny. Wszystkie zmysły wyostrzone. Jak to było? "Bóg stworzył kota po to, by człowiek mógł głaskać tygrysa."

Zatem wprowadzamy do naszych domów te wspaniałe drapieżniki i...momentalnie izolujemy je od ogromnej ilości bodźców. Dajemy im do dyspozycji podłogę, kanapę, czasem stół czy komodę, ale nie zawsze, bo nie lubimy kocich włosów w kawie. Staramy się, by kuweta była jak najmniej widoczna, przykrywamy ją, wciskamy w kąt - wiadomo, czasem nie pachnie najpiękniej, zresztą co to za widok...

Kochamy naszego kota i jesteśmy bardzo zmartwieni, gdy zaczyna sikać na łóżko albo ciągle udaje głodnego. Gdy nie ma ochoty pacnąć łapą piłki, za to całkiem chętnie paca nas, gdy chcemy potrzymać go na kolanach. Gdy bez konkretnej przyczyny wylizuje sobie "do łysego" futro na brzuchu czy bokach. Nie mamy pojęcia, dlaczego miewa nawracające infekcje pęcherza moczowego. Stres? Jaki stres? Przecież nasz kot ma wszystko, czego mu do szczęścia potrzeba.

Niestety, tak właśnie wpływa na kota życie w ubogim w bodźce środowisku czterech ścian. Dlatego gdy czytam niekończące się debaty na temat tego, czy kot powinien mieć dostęp do dworu, czy nie, zaczynam się zastanawiać, czym jest dla niego dwudziestoletnie życie wypełnione frustracją, nudą czy cichym konfliktem terytorialnym z innymi kotami. Czy na pewno pełnią szczęścia?

Być może warto byłoby sobie uświadomić, że pomysł trzymania kota wyłącznie w domu to sprawa ostatnich kilkudziesięciu lat. Żwirek do kuwet wymyślono w latach 40-tych XX wieku, kastracja nie była popularna jeszcze całkiem niedawno. Wcześniej posiadanie kota wiązało się ze smrodem, koniecznością kilkukrotnej w ciągu dnia wymiany piasku lub popiołu (tak, w to też załatwiały się koty), szorowania kuwet, a i tak efekt był mizerny, jeśli mieliśmy do czynienia z niekastrowanym kocurem. Specjalna, odpowiednio zbilansowana karma dla kotów pojawiła się jeszcze później, więc jeśli kot sam nie polował, jego los był marny, bo na resztkach z ludzkiego stołu czy samym mleku raczej za długo nie był w stanie egzystować.

Szansę na przeżycie i przekazanie dalej swoich genów miały więc te koty, które potrafiły dać sobie radę, były niezależne i miały mocno rozwinięty instynkt łowiecki.

A potem nagle przyszły czasy, gdy ludzie doszli do wniosku, że tym kotom i ich potomkom najlepiej będzie w domu. Co więcej, nagle okazało się, że posiadanie instynktu łowieckiego z dnia na dzień stało się cechą niepożądaną! Nagle zaczęto podkreślać "obcość" kota, jakby nie był obecny na tym terenie od dobrych kilku tysięcy lat.

Tak, wypuszczanie kota nie zawsze jest dla niego bezpieczne i nigdy nie będę namawiać do tego kogoś, kto mieszka w centrum miasta lub przy ruchliwej drodze. Jednak nie dorabiajmy do tego dziwacznych filozofii, że kot NIE POTRZEBUJE swobodnego wychodzenia i że polowanie jest dla niego ZALEDWIE "rozrywką". Ewolucja aż tak szybko nie postępuje, tym bardziej że chyba nigdzie nie prowadzi się jeszcze selekcji na słaby instynkt łowiecki i "domatorstwo". Nasze zabawy z kotem, choćby najlepiej zaaranżowane są tak naprawdę marną namiastką polowania. Zresztą rzeczywistość jest taka, że dla większości kocich opiekunów zadaniem niemalże ponad ich siły jest dostawienie drugiej kuwety, przyniesienie ze sklepu dużego kartonu czy zawieszenie półki na ścianie, a mimo to uważają, że potrzeby ich kotów są zaspokojone.

Nie mówmy, że w czterech ścianach BEZ TRUDU można wynagrodzić kotu brak tego, do czego cały czas jest EWOLUCYJNIE przystosowany.

Dowodzimy w ten sposób, że tak naprawdę bardzo słabo go znamy.


Ostatnie posty
Archiwum
Wyszukaj wg tagów
    • Facebook Social Ikona
    bottom of page